Ja w tym roku zaliczyłem największą wywrotkę od początku mojej przygody ze skike.
Miało to miejsce na trasie ze Szczawnicy do Czerwonego Klasztoru (którą tu na forum opisywałem dwa lata temu) i to już w drodze powrotnej. Przystanąłem na chwilę żeby popodziwiać widoki. Wystarczyła tylko chwila dekoncentracji. Po tym jak po chwili chciałem ruszyć jakiś kamień (a jest ich tam sporo) tak mi zblokował koło, że po prostu poleciałem od razu prosto na twarz. Na szczęście ręce trochę zamortyzowały upadek no i kask. Gdybym nie miał kasku, to najprawdopodobniej miałbym złamany nos i brak jedynek
A tak skończyło się na przetarciach na nosie, prawej ręce, prawym kolanie i pogiętym hamulcu jednej rolki, który musiałem naprostować na kamieniu, żeby w ogóle móc jechać dalej. Generalnie wyglądało to na początku gorzej niż tak naprawdę się stało, ale jak mnie żona zobaczyła zaraz po upadku to o mało co by nie zemdlała (krew z nosa, kolano zdarte i takie tam widoki
). Obolały i obandażowany wróciłem o własnych siłach do samochodu :)Także całe szczęście, że zawsze jeżdżę w kasku.