Jerzy spoko. I jeszcze raz się powtórzę. Ja doskonale rozumiem Waszą ideę. I jeśli bym przystąpił do startu to nie po to by rezygnować w połowie. Po prostu nie kręci mnie takie jeżdżenie. Dla mnie skiking to ma być przyjemność, wymagająca, ale jednak przyjemność a nie katownia 😉 Także ja w tym roku niestety mówię pass.
No cóż. Wszystko zależy jakie kto ma cele. Ja nie mam ambicji bicia rekordów odległości i sprawdzania swojej wytrzymałości za wszelką cenę. Dla mnie 50 km to było takie optymalne maksimum. Na tyle duże, żeby było wyzwaniem i jej pokonanie dało satysfakcję. I na tyle akceptowalne, żeby jazda sprawiała przyjemność (choć łatwo momentami nie było) a nie była mordęgą, którą przejedzie się, bo pewnie się przejedzie, ale na siłę.
Patrząc okiem uczestnika „towarzyszącego” to jednak musi być długi rajd, a nie 2-3 godzinna przejażdżka. Z Wrocławia mamy 500 km, trzeba się wybrać na 2-3 dni, więc to musi być duże wydarzenie. Całodzienny rajd właśnie. Może z dłuższymi przerwami, lekkimi posiłkami po drodze (ostatnio ja szukałam na trasie sklepików, chcąc wam kupić cokolwiek do przegryzienia). Wtedy bardziej się to w czasie rozciągnie, ale będzie mniej męczące. Poza tym, skoro celem jest powrót do pierwszej formuły Westeplatte – Hel, to ten rajd nigdy nie będzie masowy, raczej elitarny, dla twardzieli, taką ma wizję Jodyna i to jest jego impreza. A bardziej liczny, na krótszej trasie to dobry pomysł, ale już dla innego organizatora.
Matek, może Jodyna się wypowie za siebie, ale mi się wydaje, że jego celem nie jest zrobienie popularnej imprezy, ale rajdu ekstremalnego dla grupy osób, które chcą brać na siebie takie wyzwania. Stąd plan, aby w 2016 roku powrócić na trasę Westerplatte-Hel.
Też bym chciał, aby w Polsce była imrpeza, na którą przyjeżdża dużo miłośników rolek terenowych. Stąd może sugestia dla Jodyny, aby zrobić trasę dwuetapową. Np. pierwszy etap 50 km z zakończeniem i przyznaniem dyplomów i drugi wariant „extreme”, dla tych, którzy chcą więcej, dalej i mocniej. Choć wiem, że to dodatkowa robota i organizacja.
Co do moich podpowiedzi (może więcej uczestników wpisze swoje, Jodyna będzie miał ściągawkę, o czym myśleć):
1) zgadzam sie, że sobota jest lepsza jeśli chodzi o odpoczynek „po”, z drugiej strony w niedzielę jest mniejszy ruch na drogach,
2) proponuję zakończenia nie robić w tak eleganckiej formie – spoceni i wykończeni faceci lepiej będą chyba pasować do jakiejś karczmy, gdzie dostaną zamiast wykwintnych dań, górę makaronu, czy michę jakiejś pożywnej zupy.
1. Termin – bezpieczniejsza jednak jest sobota, szczególnie dla dojeżdżających z Polski. Mają w niedzielę czas na powrót i regenerację, po jakby nie było, mocno wyczerpującym przejeździe.
2. Długość trasy. Podejrzewam, że obecnie podane rejony nie są tak „górzyste” jak były w zeszłym roku, ale i tak uważam, że 80 km to już może być za dużo dla większości uczestników. Rozumiem ideę, ale jeśli organizatorzy chcieliby by ten rajd się po prostu bardziej spopularyzował, to moim zdaniem trasa o długości 50 km to długość optymalna.
Również bardzo dziękuję Jerzemu i wszystkim innym organizatorom za chęć i wysiłek organizacji tak profesjonalnie przygotowanego przejazdu. Jestem pod mocnym wrażeniem. Dlaczego nie ma takiej imprezy w W-wie? 🙂
Z mojej strony: to najdłuższy mój dzienny przejazd na nartorolkach, rekord pobiłem o 30-40% km. Plusem takiej imprezy jest świetne towarzystwo wzajemnie się nakręcające, a do tego konkretna trasa i cel – bez tego ciężko zrobić samemu 60 km… A nie byłem pewien, czy ją ukończę 🙂
Trasa tegoroczna wyśmienita. Jak dla mnie najlepsze były podbiegi – długie i niepozorne, a przez to zdradliwe i wymagające, uatrakcyjniające trasę. W przyszłym roku chętnie powtórzyłbym ten sam przejazd…
Jerzy spoko. I jeszcze raz się powtórzę. Ja doskonale rozumiem Waszą ideę. I jeśli bym przystąpił do startu to nie po to by rezygnować w połowie. Po prostu nie kręci mnie takie jeżdżenie. Dla mnie skiking to ma być przyjemność, wymagająca, ale jednak przyjemność a nie katownia 😉 Także ja w tym roku niestety mówię pass.
No cóż. Wszystko zależy jakie kto ma cele. Ja nie mam ambicji bicia rekordów odległości i sprawdzania swojej wytrzymałości za wszelką cenę. Dla mnie 50 km to było takie optymalne maksimum. Na tyle duże, żeby było wyzwaniem i jej pokonanie dało satysfakcję. I na tyle akceptowalne, żeby jazda sprawiała przyjemność (choć łatwo momentami nie było) a nie była mordęgą, którą przejedzie się, bo pewnie się przejedzie, ale na siłę.
UWAGA! Korekta! Rajd ma się odbyć w sobotę 13 czerwca. Wcześniej podana data 14 czerwca to pomyłka. Przepraszamy.
Patrząc okiem uczestnika „towarzyszącego” to jednak musi być długi rajd, a nie 2-3 godzinna przejażdżka. Z Wrocławia mamy 500 km, trzeba się wybrać na 2-3 dni, więc to musi być duże wydarzenie. Całodzienny rajd właśnie. Może z dłuższymi przerwami, lekkimi posiłkami po drodze (ostatnio ja szukałam na trasie sklepików, chcąc wam kupić cokolwiek do przegryzienia). Wtedy bardziej się to w czasie rozciągnie, ale będzie mniej męczące. Poza tym, skoro celem jest powrót do pierwszej formuły Westeplatte – Hel, to ten rajd nigdy nie będzie masowy, raczej elitarny, dla twardzieli, taką ma wizję Jodyna i to jest jego impreza. A bardziej liczny, na krótszej trasie to dobry pomysł, ale już dla innego organizatora.
Matek, może Jodyna się wypowie za siebie, ale mi się wydaje, że jego celem nie jest zrobienie popularnej imprezy, ale rajdu ekstremalnego dla grupy osób, które chcą brać na siebie takie wyzwania. Stąd plan, aby w 2016 roku powrócić na trasę Westerplatte-Hel.
Też bym chciał, aby w Polsce była imrpeza, na którą przyjeżdża dużo miłośników rolek terenowych. Stąd może sugestia dla Jodyny, aby zrobić trasę dwuetapową. Np. pierwszy etap 50 km z zakończeniem i przyznaniem dyplomów i drugi wariant „extreme”, dla tych, którzy chcą więcej, dalej i mocniej. Choć wiem, że to dodatkowa robota i organizacja.
Co do moich podpowiedzi (może więcej uczestników wpisze swoje, Jodyna będzie miał ściągawkę, o czym myśleć):
1) zgadzam sie, że sobota jest lepsza jeśli chodzi o odpoczynek „po”, z drugiej strony w niedzielę jest mniejszy ruch na drogach,
2) proponuję zakończenia nie robić w tak eleganckiej formie – spoceni i wykończeni faceci lepiej będą chyba pasować do jakiejś karczmy, gdzie dostaną zamiast wykwintnych dań, górę makaronu, czy michę jakiejś pożywnej zupy.
Osobiście mam dwie uwagi.
1. Termin – bezpieczniejsza jednak jest sobota, szczególnie dla dojeżdżających z Polski. Mają w niedzielę czas na powrót i regenerację, po jakby nie było, mocno wyczerpującym przejeździe.
2. Długość trasy. Podejrzewam, że obecnie podane rejony nie są tak „górzyste” jak były w zeszłym roku, ale i tak uważam, że 80 km to już może być za dużo dla większości uczestników. Rozumiem ideę, ale jeśli organizatorzy chcieliby by ten rajd się po prostu bardziej spopularyzował, to moim zdaniem trasa o długości 50 km to długość optymalna.
Co do wprowadzenia opłaty, jestem za.
Trzeba po zdjęciach posprawdzać. 🙂
w worku znalazłem czarna kurtkę i pas z bidonem, do kogo to należy? komu odesłać? Jodyna
Również bardzo dziękuję Jerzemu i wszystkim innym organizatorom za chęć i wysiłek organizacji tak profesjonalnie przygotowanego przejazdu. Jestem pod mocnym wrażeniem. Dlaczego nie ma takiej imprezy w W-wie? 🙂
Z mojej strony: to najdłuższy mój dzienny przejazd na nartorolkach, rekord pobiłem o 30-40% km. Plusem takiej imprezy jest świetne towarzystwo wzajemnie się nakręcające, a do tego konkretna trasa i cel – bez tego ciężko zrobić samemu 60 km… A nie byłem pewien, czy ją ukończę 🙂
Trasa tegoroczna wyśmienita. Jak dla mnie najlepsze były podbiegi – długie i niepozorne, a przez to zdradliwe i wymagające, uatrakcyjniające trasę. W przyszłym roku chętnie powtórzyłbym ten sam przejazd…
Wielki szacunek dla wszystkich startujących w tej imprezie , bardzo fajna impreza .